czwartek, 15 listopada 2012

Diagnoza

Moje przypuszczenia co do dolegliwości Mamy sprawdziły się. Chirurg w pryzchodni na ulicy jeleniogórskiej od razu stwierdził przepuklinę pachwinową. Dostałyśmy skierowanie do szpitala na operację. Żebym tak mogła przewidzieć numery w totku, jak portafię wykrakać różne zwykle złe rzeczy, które mogą się wydarzyć w rodzinie. W szpitalu MSW termin operacji to czerwiec 2013r. Mama nie chce operacji. Po moim powrocie poszukam gdzie indziej jeszcze. Oby tylko przez te 2 tygodnie nic się nie wydarzyło  złego.

niedziela, 11 listopada 2012

Kąpiel

Niedziela, 11 Listopada dzień podwójnie świąteczny. Rano do kościoła. Podoba mi się gdy proboszcz wita parafina zdarzających na mszę. To tak po amerykańsku ale jest miłe.
Na świąteczny obiad Mamy jest zupa grochowa, lekka, na skrzydełkach i z dużą ilością warzyw. Na drugir kasza jęczmienna z sosem, kotlet mielony i fasolka szparagowa. Mój obiad to zupa kurczakowa z warzywami, to samo na kolacje. jak dieta, to dieta.
Wieczorem kąpiel Mamy. Tym razem chciała się wykapać. A juz myślałam, że cierpi także na wodowstręt.
Zapisała się na środe do lekarza. Angina już prawie minęła ale pachwina nadal ją boli. Stawiam na przepukline, bo zgrubienie pojawia sie i znika. USG niczego nie pokazało.
Przy moim szczęściu dostanie skierowanie do szpitala i storpeduje wyjazd. Jakoś nie widzę sie tym razem w Spain a przecież tęsknię.

piątek, 9 listopada 2012

Być bloggerem

Doszłam do wniosku, że bycie bloggerem to ciężka praca. Łatwo jest siedząc wieczorem w fotelu analizować kolejny taki sam dzień. Trudniej przelać myśli na ekran i nie wstydzić się ich.
Z przykrością konstatuję, że dziś jedyną "rozrywką" była wizyta pielęgniarki, która co tydzień przychodzi mierzyć ciśnienie Mamie. Przetrwać kolejny, taki sam dzień bez okazania zniecierpliwienia to mój mały sukces. Sukces młodej emerytki, która mogłaby jeszcze pracować, być miedzy ludźmi, nawet stresować się i narażać na mobbing.

czwartek, 1 listopada 2012

Święto Zmarłych

1 Listopada to nie jest mój ulubiony dzień. Trzeba iść na groby, zapalić znicze, postawić donice chryzantem. Dobrze,że pogoda była ładna, chłodno ale słonecznie. Łatwiej znieść ten cmentarny blichtr. Znacznie bardziej wolę przyść sama, innego dnia, gdy nie ma tłumów. Mogę spokojnie pomyśleć o tym co było i o tym co mnie jeszcze czeka.
Mama pojechała z nami do Skarszew na groby. Była cicha, pomodliła się i inaczej niż dotąd nie zapłakała nad grobem Ojca. Myślę, że to choroba odbiera jej emocje. Nieruchoma twarz, maska charakterystyczna dla tej choroby. Czy to dlatego ja też jakby mniej odczuwam. Nie potrafię jej przytulić. Ona też rzadko to robiła, gdy byłam dzieckiem. Moja córka dostaje ode mnie więcej czułości.